Załatwiamy pole pole
Apel nieco się opóźnił. Skauci wciągnęli flagę na maszt. Dzieci odśpiewały hymn Kenii i szkoły ❤ nauczyciele poruszyli kilka kwestii – przede wszystkim punktualności i higieny. W klasach są już zawieszone zegary i nie ma mowy o spóźnianiu się na lekcje. Klasy 7 i 8 śpiewały kilka piosenek. Nauczyciele zachęcali ale jednak nadal jeszcze jest trochę niepewności przed nami.
Po apelu idziemy do biura żeby zawołać dzieci, które Rose wskazała jako te które potrzebują wsparcia w zakresie zakupu mundurka, butów czy dresu do szkoły. Po kolei spisujemy pitrzeby, jeśli nie znają numeru buta mierzymy. Lista zaczyna być bardzo bardzo pokaźna.
Wracamy do siebie i próbujemy ją ogarnąć i oszacować koszty. Jednak Rose mówi, że powinniśmy po prostu pójść do sprzedawczyni i zapytać pewnie da nam też zniżkę.
Czas na ogarnięcie się przed pójściem do miasta. Myję się i ubieram. Gdy właśnie mamy ruszać zjawiają się siostry dla których pilnie chcemy kupić mundurki. Mierzę stopy i ruszamy do drogi by poczekać na okazję.
Przy drodze spotykamy dwa nasze szkolne cielaki! Kupiliśmy krowę mleczną która niestety się rozchorowała. Na szczęście mieliśmy na nią gwarancję! Oddaliśmy chorą krowę i dostaliśmy dwie tutejsze także zacielone. Teraz mamy już cztery!
Chwilę czekamy na okazję. W kurzu dojeżdżamy do Kajiado. Pierwsze kroki kierujemy do kafejki w której drukujemy potrzebne dokumenty dla fundacji.
Potem ruszamy na targ przy którym znajduje się sklep z mundurkami. Zaraz po wejściu na teren targu skręca się w prawo i lawiruje pomiędzy wiszącymi sukienkami, kocami, shukami i innymi.
W sklepie panuje porządek ale magazynowanie jest pod sam sufit. 🙂
Po kolei dziecko po dziecku Rose na oko razem z Panią sprzedawczynią dogadują rozmiary. Raz po raz pyta i mnie czy to i to dziecko są takiego samego wzrostu. Po chyba godzinie mamy całą listę. Po kosztorys podejdziemy później.
Gdy tylko wychodzimy chcemy iść coś zjeść. Proponuję pójść do sizller by Ola poznała najlepszą knajpę w mieście. Ola zabawia kurczaka w mleczku kpkosowym z frytkami i surówką z białej kapusty plus ostatnia cola zero 🙂 Rose bierze matumbo czyli wnętrzności kozy i fante o smaku makakui. Jesteśmy późno i większości dań już nie ma. Nie ma samos czy mokimo. Biorę wobec tego veggy curry i ryż. Rose jest raczej niepocieszona smakiem swojego dania. Mi bardzo smakuje. Postawa mojego dania to szpinak, sukuma i kale. Dodatkowo jest cebula, marchewka i odrobinki pomidora.
Zjadamy i idziemy na chwilę do Nampaso – córka ciotki Prscilly, siostry Phillipy. Nampaso mówi ze nie ma za wiele shuk bo kupili jadący na wesele. Jedna przykuwa naszą uwagę i Ola kupuje ją za 600kes.
Idziemy jeszcze do jednego sklepu ale nie ma nic ciekawego. Ruszamy dalej odebrać nasze wydruki. Płacimy miażdżace 5 000kes za 950 stron kopii. Musi być to musi!
Zwracając w stronę targu z jednego z salonów fryzjerskich wybiega do nas mama trzech dziewczynek. Chwilę rozmawiamy i idziemy dalej.
Zatrzymuję się na rogu koło mam które robią i sprzedają tu biżuterię. Ostatnio gdy byłam z mężem także kupiliśmy od jednej z nich bransoletki. Dziś okazuje się że mama mnie pamięta i pyta gdzie zostawiłam męża zamawiam u niej cztery bransoletki a Ola kupuje komplet prostych pojedynczych bransoletek.
W sklepie odbieramy koszt zakupu wszystkich potrzebnych rzeczy dla dzieci – 106 000 kes!!
Idziemy dalej kierując się do marketu. Po drodze występujemy do baty. By tradycji stało się zadość kupuję jedne czarne trampki za całe 500 kes czyli 20 zł. Jakość przewyższa tu cenę wielokrotnie.
W eastmatt kupujemy sztućce do domu, kubki, papier toaletowy, to co chce Rose czyli proszek do prania i myjki. Kupujemy jescze muffinki które pieką na miejscu i chleb tostowy. Ola kupuje dwie sukienki dla dziewczynek.
Koło eastmat czeka na nas taxi. Wracamy do domu. Jest już grubo po 5.
W domu po rozpakowamiu zakupów chwilę odpoczywamy i ruszam razem z Nene na krótki spacer.
Akurat wróciła Mama Soila do domu gdy go mijamy. Wychodzi do nas i gdy nad odprowadza gadamy sobie. Mama była na szkoleniu dotyczącym różnych problemów zwrotnych. Warsztaty prowadzą lekarze i przekazują lokalnym ludziom.
Gdy docieramy do szkoły już porządnie zmierzcha. Na kolację dziś ugali i kapusta. Podczas gdy my jemy w klasach 4-8 trwają jeszcze zajęcia. Codzienne jestem pełna podziwu dla uczniów i nauczycieli.
Po kolacji pora spać. Jutro wcześnie wstajemy.
No Comment