Magiczne koraliki
Dziś rano zupełnie mam się nie spieszy. Powoli się ogarniamy. Ok bardzo powoli. Dziś pogoda pod psem. Pada i jest pochmurno.
Przelew szkolny, który zrobiłam w sobotę nadal nie doszedł na konto szkoły. Zazwyczaj zajmuje to jeden max dwa dni. Czyli standardowa sytuacja gdy tu jestem.
Jest po 9 gdy decydujemy się pójść do Mamy Mwali pogadać o ozdobach. Mama Mwala mieszka w małym malutkim domku z blachy. Są to dwa pomieszczenia niewiele większe od powierzchni dużego szerokiego łóżka. Rozpadało się gdy docieramy do Mamy. Siadamy na dwóch plastikowych krzesełkach. Mama trzyma na kolanach swoją najmłodszą córkę która ma niespełne 2 latka.
Najpierw daję mamie kilka podarunków potem zaczynamy rozmawiać o biznesie.
Zamawiam bransoletki na ręce i nogi. Specjalnie dopasowane. przedstawiam Mamie mój zamysł i kolorystykę którą mama lekko modyfikuje. Proszę mamę też o zrobienie pasków. Ola zamawia także kilka bransoletek z zapięciem i naszyjniki. Mama Mwala naprawdę ma roboty teraz po uszy ale wiem że cieszy się bo po prostu sobie zarobi. Osobiście bardzo ją lubię.
Mamy jeszcze plan na inne rzeczy jak naszyjniki Mama Mwala odsyła nas so Mamy Edy. Żegnamy się więc i idziemy do sąsiedniego domu.
Spotykamy tam wiele znanych twarzy. Jest mama Johnsona i mama Mamy Edy, jest Mama Dikson, jest Johnson – mąż Mamy Edy i Pastor Gideon. Witamy się i wymieniamy uprzejmościami. Mama Eda zaprasza nas do domu.
Siadamy na kanapach z pianki a mama znika na chwilę by przynieść nam chai. Mama Eda mówi tylko po masajsku dlatego naszym tłumaczem będzie Pastor. Johnson jedzie zaraz do miasta i nie zostanie.
Mama Eda chce wiedziec wszystkie historie od ostarniego mojego pobytu. Opowiadam więc o rodzicach i babci, moim mężu, którego poznała ostatnim razem i o którego teraz wszyscy wypytują. Potem Ola opowiada o sobie. Mama Eda całą sobą wsłuchana. Potem przechodzimy do biznesów czyli zamawiamy piękne piękności z koralików w wybranej technice i kolorach. Ola zaamwia kilka naszyjnikow i proste bransoletki, ja zamawiam trzy naszyjniki. Jest już grubo po 12 gdy wychodzimy od mamy i wracamy po 12.
Teraz tylko się umyć i ruszamy do miasta. Tylko zajmuje nam jakieś półtorej godziny. Czyli jest czas na lunch! Zjadamy Ugali z fasolą i niewielką ilością zieleniny.
W między czasie zaglądam na nasze boisko gdzie dziewczyny grają w podarowaną przez jedną z koleżanek z pracy grę! Zabawa trwa nieprzerwanie! ❤
Gdy praktycznie jesteśmy gotowe Mama mówi że Rose wraca z miasta ale musi zaraz wracać więc możemy się zabrać z nią. Nasza europejska natura niebpozwala nam czekać idziemy więc do drogi. Po chwili przyjeżdża Rose i zabieramy się z nią do miasta. Zrobiło sie ciepło.
No Comment