Zanzibar jak lokalsi
Wstajemy wcześnie, James robi mam śniadanie. Grzegorz wyszedł wcześniej. Wraca gdy siadamy do śniadania. Opowiada że poszedł w kierunku bazaru napić się kawy, że mimo wczesnej godziny namówił jednego właściciela by za pomoc w rozłożeniu biznesu zrobił mu kawę 😁. Śmiejemy się że on już ma tu pracę teraz kolej na nas.
Jemy śniadanie, omlet, pszenny chleb kupiony wczoraj na targu, banany, arbuz, passion fruit.
Powoli zbieramy się do wyjścia.
Tu przed naszą kwaterą 😀
Najpierw idziemy wybrzeżem zatrzymujemy się na chwilę w baobab cafee na wybrzeżu wypijamy napój i niestandardowo skręcamy w lewo czyli oddalamy się od centrum. Tam ciekawe i nieciekawe czyli po prostu życie 😉
Potem wracamy na ulicę. Dziś zdecydowanie czas na zdjęcia. Wczoraj byliśmy pochłonięci kolorami i zapachami.
Zaczęło konkretnie padać. Póki co cieszy mnie to bo zbieram nasiona delongix regia pod ogromnym drzewem.
Zaczyna padać jeszcze mocniej. Chowamy się pod daszek zaproszeni przez chłopaka. Grzegorz zaczyna gadkę ja po prostu patrzę na ten zielony skwer, który powoli opływa małymi rzeczkami. Mija dobre piętnaście minut gdy ten deszczyk mija i ruszamy dalej.
Zatrzymujemy się na piwo ciasto w domu Davida Livingstonea, który zaczynał i kończył swe wyprawy właśnie w tym domu.
Gdy docieramy na skwer Forodhani Gardens niebo zaczyna się przecierać i już czujemy napływ gorącego powietrza.
Siadamy w barze i zjadamy kto co lubi, ja warzywne samosy z chutneyem z kokosa.
Idziemy dalej wzdłuż portu, potem skręcamy w uliczki. Tu znów nęcą nas kolory zapachy.
Wychodzimy na znaną już ulicę, teraz nie pada decydujemy się zrobić sobie pamiątkowe zdjęcia przed domem Freddiego Mercury!
Siadamy w Stone Town cafe, zamawiamy świeżo paloną kawę i brownie😁. Miło płynnie czas
Powoli idziemy do siebie odpocząć przed wieczornymi planami 😁
No Comment