Odwiedziny w herbacie
Dzisiejszy poranek nie jest taki pośpieszny. Jest taki jak lubię. Brian szkolny kucharz przyniósł do naszego domku ciepłą wodę a potem pyszny chai i ciastka. Wstajemy myjemy się. Rano nieco padało ale nie ma po tym już śladu. Chłopaki decydują się rozpalić jiko i ugotować wodę. Poszłam do Priscilli pożyczyć sufurię. Ja ogarniam się w pokoju oni mają pierwsze sukcesy w gotowaniu po Masajsku ;). W resztkach wody pierzemy rzeczy. Potem rozstawiam ładowarkę słoneczną i idziemy do szkoły.
Gra w kapsle
Chłopaki zrobili pierwsze podejście wczoraj. Dziś z werwą i łopatą zabrali się do tworzenia toru dla kapsli 😁 niestety zainteresowanie i euforia ich przerosły i dopiero drugie podejście wspierane przez Jamesa nauczyciela umożliwiło rozegranie pierwszego wyścigu.
Trochę to zawsze więcej niż nic
Dziś rano Proscillę odwiedziła Mama Kaito. Mama, która opiekuje się 6 dzieci swojej zmarłej siostry i 6 swoimi. Przyszła jak co dnia dostać.jedzenie dla dzieci. Priscilla nie miała nic i dała jej 100 kes czyli jakieś 3,6 zł.
Na stronie pomagam zbieram na wyżywienie do szkoły i dla społeczności. Obecnie mamy wystarczającą kwotę na wyżywienie dzieci w szkole. Dla społeczności mamy niewiele ponad 1000zł. Jednak nawet mała pomoc zawsze większa just niż żadna. Usiadłyśmy z Mamą Rose i zaplanowałyśmy że za ile się da kupimy dla 32 rodzin mąkę na ugali, fasolę, białą kukurydzę, tłuszcz do smażenia i cukier. Plan mamy by kupić to jedzenie w poniedziałek. Jak Bóg da w kolejny też coś kupimy.
Zapraszam na https://pomagam.pl/kleska-suszy-kenia 💗
Późne przelewy
W niedzielę przelewaliśmy szkole środki na opłacenie czesnego i jedzenia dla dzieci. Niestety jak to czasem bywa przelew idzie trochę dłużej. Philipa nie mogła dziś przez to kupić jedzenia do szkoły.
Wydrukowane wspomnienia
Każdego razu gdy jestem w Kenii robię zdjęcia wszystkich dzieci, drukuje je i przywożę. Tym razem nie inaczej 300 zdjęć trafiło dziś do dzieci i znajomych 😁😀 radości nie było końca na popołudniowym apelu.
Z jak potrójne tłumaczenie
Odwiedziliśmy z Nene Mamę Nkoine. Mama Nkoine nie mówi po angielsku. To kolejny moment w którym żałuję że nadal nie mówię w suahili. W tej sytuacji Mama mówi po masajsku, Nkoine tłumaczy z masajskiego na suahili, a Nene z suahili na angielski. Tak sobie siedzimy rozmawiamy i śmiejemy się. 😁
Wracamy do szkoły, okazuje się jednak że chłopacy którzy pojechali na wycieczkę autobusem który odwozi dzieci nie zostawili mi klucza do domku. W tej sytuacji bez prezentów idę do Mamy Soili.
Rozmowy bez końca
Mama Soila to moja bratnia dusza w masajskim wydaniu. Idę z pragnącą spotkać się z Ezekielem Eneresi. Droga tak dobrze znana. Mama Soila właśnie zagoniła owce i kozy do zagrody. Na ogrodzeniu zrobiony prosty wiatraczek z butelki robi hałas, ma odstraszyć grasujące ostatnio hieny. Idziemy do domu. Na dworze jest już szaro. Z kuchni wyglądają Ezekiel i Koitei. Siadamy w domu. Rozmawiamy o wszystkim, o Polsce o problemach w Maasailandzie, o rodzinach i o planach. Wypijamy do tego bardzo słodkie olturunki, czyli czarną herbatę. Z powodu suszy nikt nie ma mleka od swoich krów, więc jeśli ktoś ma w domu mleko. Najprawdopodobniej kupił je w sklepie. Zjadamy jeszcze kolację – chapatti z kapustą. Dzwoni Andrzej że wrócili szkolnym busem. Jest po 7:30. Zrobiło się już zupełnie ciemno, a zupełnie ciemno to znaczy, że nie widzi się nawet swojej ręki przed oczami. Ruszamy z Nene do szkoły. Kawałek odprowadza nas Mama Soila, żartujemy.
W szkole chłopacy są w trakcie kolacji – chapatti z fasolą i kapustą. Rozmawiamy jeszcze chwilę i idziemy do siebie. Jutro pobudka o 4:30. O 5 przyjeżdża Kamau i jedziemy do Nairobi by zacząć nasze safari w Maasai Mara.
Dobranoc
No Comment