Sobota na włościach
Sobota bez wody. Kolejny dzień walki z suszą. Dziś czekam na cysternę. Mati i Mama Muala piorą tylko mundurki.
Joyce – żona Tekana też tylko mundurki dziewczynek. Ja pod drzewem przeglądam co słychać w dawno nieodwiedzanym internecie 😉 za którym zupełnie nie tęsknię tak szczerze. Przychodzą wystrojone Pouline i Suzan. Myślałam że jadą do miasta a one tak po prostu. Gadamy, o biznesach – dziewczyny planują coś rozpocząć i zgadzamy się że robienie interesów z rodziną nie wychodzi za dobrze. Koło 11:30 przyjeżdża niewiarygodnie punktualna cysterna. Zaczynam prać. Woda słona co utrudnia pranie. Wieszać pomaga mi Eneresi – lat 5 :). Po praniu myję się. Dzieci w domu Pgillipy oglądają Good lie.
Ciekawe widzieć reakcje dzieci z ich perspektywy na film zrobiony przez Hollywood o uchodźcach z Sudanu. W połowie idę na zewnątrz bo film oglądałam, i gadamy z dziewczynami.
Film się kończy i z Phillipą idę odwiedzić jej mamę która ma 93 lata i mieszka z Priscillą. Przychodzimy, babcia poszła pozbierać chrust razem z Mesianto i Denzelem. Po chwili przychodzą i siadamy w blaszanej kuchni. Korzystam z okazji i pytam co może dać takie dobre zdrowie.
Babcia odpowiada że kiedyś jedli tylko mięso i pili mleko i krew i to było bardzo zdrowe. Teraz dieta się zmieniła. Teraz babcia lubi też wypić sobie wina. Pytam co jest dla niej najważniejsze i co z perspektywy czasu widzi że daje najwięcej radości. Odpowiada że zawierzenie Bogu i rodzina 🙂 robi się ciemno więc wracamy do domu.
Na kolację ryż ze świeżymi pomidorami i cebulą. Idę do dziewczyn. Zjadam mokimo z fasolą i kapustą. Gadamy 🙂 o Polsce i Kenii. O policji, pracy o wszystkim po kolei. Wracam po 22. W domu już wszyscy śpią, i ja po chwili zasypiam.
No Comment