Polsko kenijskie pierogi
Dziś poranek bez pośpiechu. Po wczorajszym szaleństwie trzeba trochę zwolnić. Kąpię się i wypijam chai zagryzany bułką.
Robię listę spraw do załatwienia w mieście. Konsultuję rozmiar butów dla Johna Lesinko – z powodu braku butów nie przychodzi do szkoły.
Czekam przy drodze nie dłużej niż 15 minut i jadę zabytkowym Fordem Cortina. Wszystko się rozpada i czuję jakby samochód nie miał żadnych ścian ani dachu bo w środku kurzy się niesamowicie.
Pan właściciel ma samochód od ponad 15 lat i jest z niego bardzo zadowolony. W mieście idę naładować baterię, potem na targ kupić paski do bransoletek dla klubu biżuteryjnego, potem kupuję dla siebie biało niebieskie leso, i zakupy cebulę, banany na matoke, cudownie pachnąca świeżą kolendrę, sukumę wiki. Na targu spotkam Mamę Linet Kila. Nie zabardzo możemy się porozumieć ale swoim koleżankom opowiada o moim tańcu w kościele i to naprawdę z podziwem dla mnie. Mamy uśmiechają się, żegnam się i szybkim krokiem idę do rzeźnika. Muzułmański rzeźnik zamyka równiutko o 12:30 i udaje się na modły. Udaje mi się zdążyć i kupuję pół kilo właśnie mielonego mięsa krowiego za 250kes. Co ciekawe mielone jest tańsze niż w kawałku. Wracam do sklepu przy miejscu gdzie odjeżdża transport, kupuję mąkę i kresta – lekko kwaśny napój od coca coli, i zostawiam zakupy w sklepie.
Czas coś zjeść. Dziś postanawiam zaszaleć i udaję się do Sizzler Grill. Zmieniło się od zeszłego roku. Pełen luksus, telewizory ekrany dotykowe do obsługi klientów. Pytam czy jest mokimo. Pani mówi że zapyta. Wraca i mówi że jest. Zamawiam z warzywami i butelką coca coli. Kelnerka wskazuje mi miejsce przy oknie. Pyszności! Zamiast 80kes u pani co sprzedaje jakby u siebie w domu płacę 380kes 🙂 za luksus trzeba płacić ale nie żałuję. Idę do marketu. Po drodze zaczepia mnie Mama Brian Saitoti – niestety nie najlepsze o mamie krążą pogłoski. Wymieniamy uprzejmości. Pytam kiedy dzieci wrócą do szkoły. Odpowiedzi brak. Kupuję przy okazji ziemniaki – wiaderko czyli ok kilograma za 150kes. W markecie kupuję ciastko kokosowe za 35kes, wodę, mieszankę ziół – bazylia, oregano itp. Jestem w szoku że jest. Kupuję też buty dla John Keena za 299kes/ ok 12zł w sklepie baty! Wracam do sklepu gdzie moje rzeczy. Wchodzę jeszcze do krawcowej którą chcemy zatrudnić do projektu z Mamami. Mama Soila nadal nie czuje się idealnie i dopiero za miesiąc może w pełni uczestniczyć. Rozmawiamy pół po angielsku pół posiłkując się rozmową z Phillipą przez telefon. Decyduję się jutro zadzwonić i potwierdzić zatrudnienie.
Szukam transportu. Koło 14 zjawia się znany bus. Cieszę się że uda mi się wrócić wcześniej… niestety bus krąży po miasteczku szuka kolejnych pasażerów. Ruszamy dopiero o 15:45. Udaje mi się zdążyć do szkoły by przekazać Purity buty dla brata.
Nie daje sobie zbyt długiej chwili na odpoczynek i zaczynam robić. Polsko – kenijskie pierogi 🙂
Na pierwszy rzut w sufuriji smażę mięso z przyprawami i cebulą. Potem sukumę i łącze razem. Następnie gotuję ziemniaki, dynię i banany matoke. Gdy są już udukane dodaje poszatkowaną kolendrę. Koło 19 wyrabiam ciasto. Do robienia pierogów mam konkretną grupę pomocniczek 🙂
koło 8 pierogi turami lądują w sufuriji umiejscowionej na przenośnym palenisku zwanym jiko. Część także podsmażam. Wyszły chyba dobre 🙂 zmęczona ale zadowolona że polskie pierogi zrobiłam nareszcie w Maasailandzie.
No Comment