Niedzielne spacery
Bethlehem. Około 10:30 ruszam do kościoła. Jest gorączka niesamowita.
W kościele biorę krzesło i stawiam przy wyjściu. Rozpoczynają się śpiewy i Mama Bidan zaprasza mnie do wspólnego śpiewu i tańca. Jest duszno i gorąco ale daję radę. Potem czas dla szkółki niedzielnej, potem młodzież, i mamy. Rezygnuję z tańca mówiąc że chce porobić zdjęcia, w rzeczywistości po prostu jest za duszno. Następują ogłoszenia, mówię że w sobotę wracam do domu. Ogłaszamy że jutro w szkole ważne wydarzenie i by zjawili się rodzice szczególnie mamy w szkole. Pastor Mike mówi miłe słowa w moim kierunku, dziękuje za moją przyjaźń i wyraża wdzięczność za wsparcie społeczności, mówiąc że jestem dla nich błogosławieństwem. Bardzo miłe to słowa więc prawie się rozklejam. Koło 12:40 dzieci z Mati (matroną) wracają do domu. Zwijam się z nimi, tłumacząc się upałem ib duchotą w kościele. Na obiad ugali z fasolą i kapustą. Potem ucinam sobie pogawędkę z Suzan i Pouline. Koło 16 przyjeżdżają Phillipa i dziewczynki. Niedługo potem zbieram się z dziewczynami na spacer po okolicy. Gorączka już odeszła i popołudniowe ciepłe powietrze sprzyja spacerom. Idziemy więc. Mijamy dom Mamy Soili, i dalej Mamy Nadupoi, z domów wykukują dzieci i słychać śmiechy.
Wracamy już po 18.
Okazuje się że Gabriel nasz ogrodnik, wysłany po benzynę, mąkę i mleko nie wróvił z kampi – kmq. Tekan także się nie pojawił, a w vanie w jednym kole zeszło powietrze. Patowa sytuacja. Gabriel zjawia się koło 21, pijany bez zakupów. Tekana nie ma i nie ma z nim kontraktu. Phillipa dzwoni do mężczyzny który awaryjnie dowozi dzieci – koszt 1500kes na jeden obrót. Zobaczymy ci przyniesie jutro. Na kolację chapatti z fasola i kapustą.
No Comment