Namayiana group
Dziś wczesny poranek. Kilka minut przed ósmą rozpoczyna się apel. Dziś jak to w poniedziałek apel uroczysty z wzniesieniem flagi.
Po apelu siadam w biurze w pokoiku nauczyciela Justina, którego dziś akurat nie ma i przygotowuję materiały do dzisiejszych warsztatów z mamami do klubu biżuteryjnego. Stresuje się bo wiele od tego zależy.
Koło 11 przygotowuje salę, ale zaczynamy dopiero koło 11:30. Mimo że mamy mnie znają nie wiedzą co robię w Polsce i jakie nam wykształcenie ale także ile mam lat. Często mam wrażenie że jestem postrzegana jako taki dwudziestokilkuletni podlotek 😉
Przedstawiam im ideę projektu.
Przychodzi czas na mamy. Idzie im ciężko mówienie o sobie. Pytam o wrażenie co do pomysłu i słyszę sidai jedynie czyli że dobrze. Pytam o nadzieję związaną z klubem i jedynie od Mamy Muali słyszę że zarobione pieniądze zainwestuje w dzieci. Obaw brak 🙂 nie ma to jak pozytywne nastawienie 😉
Zaczynam wstęp o pracy w zespole i roli lidera. Liderką będzie Mama Muala. Mamy zgadzają się na ten wybór. Wybierają nazwę i od teraz rozmawiamy o Namayiana group 🙂 czyli błogosławionej grupie. Nie jest łatwo mama Muala tłumaczy na masajski, wiele muszę tłumaczyć w inny sposób, ale idziemy do przodu. Teoria skończona. Przedstawiam mamom zamówienie z projektu Polak potrafi. Nie jest duże ale zawsze coś. Zostawiam mamy i mają uzgodnić ceny. Wołają mnie po dobrych piętnastu minutach.
Oprócz zamówień z Polak Potrafi chcę zrobić wstęp do sprzedaży ozdób przez fundację więc domawiam kilka sztuk z tych ozdób które myślę że łatwo podbiją serca polek 😉
Dorzucam na niektórych ozdobach by pokazać że zależy mi na tym by i one zarobiły uczciwie.
Pokazuję im też logo fundacji. Postarają się zrobić taki wzór 🙂 więc super.
Kończymy spotkanie i umawiamy się na za tydzień.
Chwilę odpoczywam i jem lunch. Potem decyduję się pozbierać śmierci przy szkole. Zbieram też nasiona. Po chwili wołają mnie do kuchni matrona i kucharz z ogrodnikiem pokazują mi węża. Ogrodnik zobaczył go w przyszkolnej kuchni w nieskoszonych trawach. Wąż ma rozmiażdżoną głowę, jest długości może 30cm. Mówią że to kobra ja zupełnie się nie orientuje 😉
Wracam do swojego zbierania nasion. Przed 16 rozdaję resztę zdjęć i czołówek. Mija chwila i decydujemy się odwiedzić Mamę Mualę. Po drodze chcemy zajrzeć do Mamy Naomi – to nowa rodzina w społeczności. Opiekują się obcą ziemią i mieszkają w piątkę w jednym pokoju z blachy. Niestety mamy ani taty nie ma tylko dziewczynki, więc idziemy dalej. Mama Muala z mężem opiekują się domem bogatej rodziny i ich bydłem. Mieszkają tu od początku roku. Gdy przychodzimy mały 3 letni Vincent bawi się z mamą. Felista i Muala krzątają się koło domu. Po chwili przychodzi tata – pracuje u Baby Shidai tymczasowo.
Felista na schodku betonowym odrabia zadanie domowe, Muala z Vincentem bawią się. Mama idzie zrobić herbatę. Pijemy rozmawiamy, robię zdjęcie rodziny
W szkole zrobię zdjęcia dzieci – już cieszą chodzą do szkoły. Wracamy powoli razem z zachodzącym słońcem. Spotykamy trzy mamy w tym Mamę Naomi. Spotykamy koło szkoły Mamę Lalieth razem z córka. Witamy się, dziękuję za podarunek, wymieniamy grzeczności i nawet potańcujemy co wywołuje salwę śmiechu u córki Mamy jak i Mamy Muali która idzie z nami bo musi załatwić coś jeszcze z ogrodnikiem. Żegnamy się. Przy domu kolejni znajomi. Witam się ale szybko z Mamą Mualą mijamy gości i idziemy dalej.
Czas na kolację. Dziś fasola z chapatti. Jemy gdy widzę odblask jakby wielkie światło. Okazuje się że ogrodnik zdecydował się właśnie teraz spalić śmierci i skoszone trawy. Daje to konkretny ogień. Wracamy do domu. Nie zdąrzę jednak wziąć łyżki jedzenia gdy Mama Rose pokazuje mi migające światła. Ludzie dzwonią pytają co to za ogień. Po chwili zziajani docierają sąsiedzi, którzy myśleli że coś się pali w szkole. Po chwili przyjeżdża też samochodem sąsiad. Dobrze wiedzieć że w razie wypadku nie zostanie się samemu. To jednak był zły pomysł by palić cokolwiek o tej porze. W Maasailandzie wieczorem jest naprawdę ciemno. Mało kto ma światło w domu, a nawet jeśli nie jest ono zbyt mocne. Światło z ogniska musiało być widoczne naprawdę z daleka. Kończymy kolację i dzień pełen wrażeń też się kończy.
No Comment