Nairobi
Pobudka o 6:30. Idę do kuchni po wodę. Chwilę muszę poczekać ale za to wypijam uji – owsiankę po kenijsku, złożoną z siedmiu mąk, zdrową i pożywną, tu przygotowywaną na wodzie. Niestety mleka w okolicy próżno szukać. Tylko nieliczne bydło zostało w okolicy ze względu na susze a i te w tym okresie mleka nie daje. W domu kupujemy mleko ze sklepu, eliminuje to mój wcześniejszy problem wypijania w gościach mleka pełnoprocentowego wprost od krowy w ilości niemożliwej do bezproblemowego przetrawienia.
Biorę wodę i idę wykorzystać ją w 100% ;).
Na śniadanie herbata z mlekiem. Około 8 zjawia się zamówiony transport. Pakujemy się razem z Gabrielem ogrodnikiem. W Kajiado Makau – kierowca taksówki, jedzie poszukać ładowarki do telefonu, my stajemy na targu i Phillipa zamawia sukumę wiki dla szkoły. Dziewczyna lekkim grymasem komentuje fakt ze 30 pęczków musi teraz poszatkować – to darmowa usługa na targu. W tym czasie idę wypłacić pieniądze do bankomatu. Wracam, stoimy jeszcze chwilę i podjeżdża Makau. Ruszamy.
Poranny chłód zamienia się powoli w gorączkę. Około 10 docieramy do obrzeża Nairobi gdzie stajemy w korku. Kierujemy się na River Road. Tłok i ilość pieszych to jak dla mnie ilość nie do ogarnięcia.
Decydujemy się pojechać na Kijabe st. Tam po rozmowie z szefem hindusem za 21k kes dobijamy targu.
Więc mamy maszynę ale nie można płacić kartą a najbliższy bankomat w centrum. No nic ruszamy znów w trasę. River road o tej godzinie to piekło. Właśnie zaczęła się pora lunchu.
Przebijamy się znajdujemy bankomat i sklep z koralikami gdzie mamy także b zrobić zakupy ale jest zamknięty na lunch. Wracamy po maszynę. Stamtąd znów na River Road. Kupujemy koraliki, żyłkę, drut, sznurek, łańcuszek i przywieszki. Szybko do samochodu i kierujemy się do wyjazdu. Jest gorąco naprawdę gorąco. Zjemy w Kitengela.
Niestety na miejscu okazuje się że trawa czy to demonstracja czy do jakieś starcie dwóch bardzo licznych grup. Jest policja uzbrojona i w konkretnej liczbie. Bokiem omijamy zbiegowisko. Nici z jedzenia. Dojeżdżamy do Kajiado na ekspresowe zakupy. Po 5 jesteśmy w domu. Rozliczam się z kierowcą i marzę o gorącym prysznicu.
Pozostaje mi odpoczynek po prostu na moim łóżku co nieco zaskakuje i przekonuje że jestem zmęczona 🙂 koło 8 kolacja i pierwszy sensowny posiłek dzisiejszego dnia. Zjadam i zasypiam. To był ciężki ale efektywny dzień.
No Comment