U Sary dzien drugi
Dzis pobudka takze dosc wczesna – po prostu idziemy spać koło 20:30 🙂 Zjadam znow pyszne sniadanie: kawa inka z mlekiem, ciasto, tosty z margaryna i mandazi 🙂 Woda znow ogrzewa moje stopy i tymbardziej tesknie do Polski bo ostatnio taka ciepla woda leciala z prysznica u Asi w Warszawie 🙂 – As badz pewna ze w czwartek zajmuje na chwile lazienke :D. Dzis dzien upalny ale i pelny much! W kuchni pokrywaja kuchenke i stolik, w pokoju podloge a jak usiadziesz i ciebie… Wyjscie na dwor nie pomaga jest ich pelno w trawie wiec wystarczy przejsc a one juz znajduja twoje ucho, policzek, nos.. Nie zwracam uwagi na te na nogach, rekach czy glowie ale na twarzy nie jestem w stanie zaakceptowac. Siedze wiec na laweczce przed blaszanym domkiem pisze w notatniku a droga reka macham szuka co dziala na jakies 15 sekund 🙂 Judy i Sammy – koreanki, ida do kosciola na nauke dla dzieci biblii, ide z nimi bo nie mam nic do roboty a nwet jest mi nudno. W kosciele pusto, czekamy chwile i idziemy w kierunku kilku chat. Dziewczyny jako misjonarki wypytuja czemu dzieci nie ma, ktore z kobiet przyjda na nauke a kto przyjdzie w niedziele do kosciola. To naprawde ciezka rzecz bo masajowie maja duzo pracy a przy tym po prostu lubia robic wiele rzeczy po swojemu no i niezwykli przychodzic na czas ale lubia odpowiadac na pytania tak bys byl zadowolony niekoniecznie zgodnie z prawda :). Wracamy do domu gdzie mnogosc much dorownuje upalowi. Zjadam chleb z blue band i wczorajsza zupe. W domu jednak nie ma jak wytrzymac od mnogosci much wychodze i spedzam ten czas na dworzu. Decyduje sie po zaproszeniu isc do domu Sary – rzeczywiscie jest tam mniej much. Nie siedze tam dlugo moze z 20 minut i slysze Judy mowiaca ze ida do kosciola. Nie mam co robic wiec zabieram sie z nimi.
No Comment