Nairobi
Mowie Rosalind – corce Phillipy ze potrzebuje kupic bagatela 17 kartek i je nadac na poczcie – bo podobno taniej. Rosalind mowi mi o organizacji w ktorej byla wolontariuszka i w ktorej bedzie pracowac od stycznia, organizacja ta pomaga dzieciom ulicy uczac ich roznych artystycznych zawodow. Jedziemy zatem znow city hoppa, droga jest koszmarna i podskakujemy czesto maloco nie spadajac z siedzen. Docieramy do centrum stworzonego przez wlocha. Pelno mlodzierzy, pracownie batiku, rzezbienia, malarstwa a na dworze dzieciaki cwicza rozne akrobacje. Wchodzimy do jednej pracowni za grubymi metalowymi drzwiamu. W srodku rozesmiani chlopacy – jeden maluje, drogi wykleja trzeci robi ozdoby z koralikow, pozostali gadaja, ogladaja film na laptopie. Pokazuja mi kartki wybieram te z rysunkami masajow :). Wypisuje od razu, jednak okazuje sie ze poczta do 16:30 i juz po czasie. Szacujemy koszt wyslania kartki do polski na 60ksh od sztuki – przekazuje kase Ros, wysle mi je jutro. Wracamy ta ze sama hoppa do Nakumatt Junction przy Ngong rd, robie naprawde male zakupy bo jestem splukana az milo ;). Kupuje banany na matoke, dynie malenge, piwo, kawe i biszkopty 🙂 1029ksh. Wracamy do domu po drodze kupujac cole i lizaki dla dzieci. Wieczor uplywa na ogladaniu oepry mydlanej i poznym obiedzie – ugali z kapusta. Klade sie ale ciezko mi zasnac na dole szaleje Eneresi, Dalisu i Apollo – ktory znowu zmienil miejsce tymczasowego zamieszkania :). Okolo 1:30 wstaje ubieram sie i zstawiam torby. O 2 jedziemy juz samochodem baby Ros na lotnisko. Odprawa idzie gladko. Przeszlam sie po sklepach ale dostrzegajac wysokosc przerzutki ceny odechciewa mi sie jakiegokolwiek zakupu. W sklepie kupuje sok i gume do zucia za ostatnie 180ksh w portfelu. Sprzedawca okazuje sie masajem i na pamiatke robi mi zdjecie swoim nowiutkim blackberry 🙂 i lece do Kairu.
No Comment