Jade do Nairobi
Na zdjeciu Ezekiel, ktory ma ochote pozcinac szalejaca trawe 🙂 Dzis wstalam o 6, umylam sie w doslownie litrze wody – brak opadow od okolo 5 dni spowodowal ze zostala nam 1/3 jednego zbiornika wody a trzeba jescze ugotowac conieco na tej wodzie. Ochlapuje sie w toalecie i licze na prysznic juz pojutrze 🙂 Soila jak nigdy jeszcze spi gdy ja zaczynam po omacku pakowanie. Okno w sypialni nie ma szyby i jest na noc zaslaniane dziecieca kurtko-korzuszkiem. Odchylam wiec kawalek co wytarcza by dostrzec przedmioty. Pakowania jest troche bo i troche kupilam szczegolnie z jedzenia. Gdy sie pakuje slysze ze przyszla juz mama Merry z ostatnim dzieckiem z projektu i moja ulubiona mama Eda. Spakowana i ubrana zakladam wszystkie posiadane naszyjniki = komplet i wchodze do goscinnego 🙂 mamy smieja sie do rozpuku jak ja preze sie a on mowia veryy smart 😀 Gdyby sie palilo czy walilo trzeba wypic herbate, wiec mimo ze spieszno mi wypijamy herbate na laweczce kolo kuchni, slonce wstalo i ogrzewa nam twarze. Robimy sobie pamiatkowe zdjecia i kobiety odchodza. Zegnam sie i ja z rodzina, rozdaje drobne prezenty – koszule dla Gidiona, spodnice dla Christine, koszule dla Soili, polo dla Tena i Koszule dla Williama. Lasenuy nadal nie ma mimo ze Gidion mial ja podobno zabrac z Isynii od rodziny bo nie pasuja jej ci krewni. Zostawilam Christine pieniadze na buty dla niej. Zegnamy sie wiec i wszyscy odprowadzaja mnie do drogi. Ten zapiera sie ze bedzie niosl plecak, po chwili jednak odpuszcza i zamieniamy sie. Po drodze zegnam sie z synami Philipy, ktorzy rozbieraja blache z dachu na kuchnie przy nowym domu. Stoimy przy drodze i po kilku minutach widac znajomy bialy pickup jadacy w kierunku drogi jednak przecznice przed nami.
No Comment