Biegajac po miescie
Goście podrzucają nas na skrzyżowanie z główna droga gdzie Chińczycy maja swoja skladownie. Mezczyzna mial mi pomoc zlapac podwozke lecz to ja zatrzymuje biala ciezarowke z prawie pusta pasazerka. Docieramy do miasta i to jest darmowa podwozka! Szybkim krokiem trafiam do punktu ladowania. Moge sie spieszyc ale coli i kangum nie odpuszcze 🙂 Dzis wszyscy bardziej niz zwykle zwracaja na mnie uwage a to przez fakt zalozenia naszyjnikow, ktore w sobote odebralam od mamy Edy. Kobiety usmiechaja i pozdrawiaja mnie tak samo jak mezczyzni i zaczynaja mowic do mnie w kimaasai hmm na co odpowiadam majolo kimaasai niestety. Po sycacym kangum i slodkiej coli wpadam do kafejko by zgrac zdjecia. Udaje mi sie zrobic co zaplanowalam jednak jest juz 16:20 a to najwyzszy czas skierowania sie do matatu. Prawie boegnac zahaczam jednak jeszcze o arabski sklep po dopelnienie zapasow slodyczy na gorszy moment. Wlasciciel zapytuje kiedy juz jade i czemu nie usiade by napic sie sody czyt. slodkiego napoju. Zegnam go by nie spowalniajac dotrzec do punktu ladowania telefonu. Stoje juz przy matatu i mimo ze wyglada na pelne wiem ze spokojnie znajdzie sie dla mnie miejsce. Podchodzi wlasciciel i w mig aranzuje dla mnie miejsce z tylu. Wydaje sie ze jest juz upachane jednak miejsce znajduje jeszcze mloda dziewczyna, starszy mezczyzna i kobieta z dwojka dzieci. Zcisniecie nie stanowi problemu na gladkiej drodze jednak juz po skrecie z glownej drogi wszyscy podskakujemy a to uniemozliwia idealne dopasowanie wiec czasem siedze na pani obok, czasem na panu z drogiej strony. Wysiadam i odwiedzam Priscille, by po chwili skierowac sie do domu. Zaczelo juz zmierzchac a na kolacje ryz z kapusta uff bez posmaku kozy 🙂
No Comment