Wolne pelna para
Dzis naprawde sloneczny dzien! Wstaje okolo 8, myje sie, na sniadanie herbata i 4 kawalki chleba tostowego posmarowane blue band – cos w stylu masla. Zaraz po sniadaniu korzystajac z dobrej pogody zaczynam pranie, ktore w zwiazku z ciagnaca sie deszczowa aura jest bardzo konkretne. Jesli jednak w czwartek mam jechac do Sary musze miec czyste ciuchy. Lasenua dzis wybiera sie do Isynii – wybiera sie to znaczy ktos ma ja zabrac na motorze 🙂 z rodziny.Christine idzie na jakies spotkanie w domu Jennifer, jesli w miasteczku nie bedzie internetu tez dolacze. Soila sprzata w domu, szykuje herbate. Tentuan z Wilsonem – synem Priscilli, gadaja, czytaja gazete, sluchaja rozklekotanego radyjka, ktore ma z przodu naklejke z Obama i Christiano Ronaldo 🙂 potem Soila szykuje lunch, ja zabieram sie za sprzatanie naszej sypialni bo stwierdzam obecnosc pchel co nie bawi mnie bo ugryzienia swedza jak diabli! Chlopaki wybrali sie do Priscilli a Lasenua czeka nadal na pikipiki by pojechac do Isynii. Na stole w metalowych miskach paruje ryz z fasola czerwona. Ja mam wersje bezmiesna, reszta objada sie zylastymi kawalkami koziego miesa. Po lunchu dzwonie do print pointu z zapytaniem czy maja net, okazuje sie ze jest wiec zbieram sie do wyjscia. Szybko udaje mi sie zlapac podrzutke i z okna szoferki podgladam skapane w sloncu wzgorza Kudu. Docieram do miasteczka i od razu ide do printpointu. Zgrywam zdjecia z telefonu gdy pada prad. Ide na przerwe do Kilimanjaro market czyli samoobslugowego sklepu u Araba. Okazuje sie ze wczoraj ktos sie wlamal i ukradl cala kase – urzadzenie znaczy. Wlasciciel nie jest w najlepszym nastroju, znajomi podpowiadaja mu jak wzmocnic dzrwi. Biore z lodowki cole, babeczke i batonika. Na batoniku pisze by byc treatwise 🙂 rany ! Wracam do kawiarenki zgrywam zdjecia, dorzucam kilka fotek do gallerii na picasie. Czas wracac, moje matatu juz mnie wola. Czekaja az w sklepiku kupie przepyszne kangum 5ksh za sztuke.
No Comment